Smutek, który przychodzi znikąd
Wczoraj spędziłeś bardzo przyjemny dzień, chociaż nic szczególnego nie miało miejsca. Kładziesz się spać z uśmiechem na ustach. Następnego dnia rano wstajesz jako zupełnie inna osoba. Nie wiesz, co ci jest. Czujesz się pusty w środku. Jesteś w stanie wstać z łóżka, ogarnąć się, pójść do pracy lub na uczelnię. Nawet uśmiechasz się do znajomych. W środku jednak zadręczasz się pytaniami w stylu: jaki sens ma moje życie? Nie chcesz żyć, ale nie chcesz też umierać. Właściwie nie wiesz czego chcesz.
Jakby ktoś nacisnął guzik
Wczoraj wiedziałeś, wczoraj czułeś smak życia, widziałeś swoje perspektywny na przyszłość. A przecież w nocy nic się nie stało. Nie spotkała cię w nocy żadna przykrość. Nikt z twoich bliskich nagle nie umarł. Nie stała się żadna inna tragedia, która miałby wpłynąć na twój nastrój. Nic nie wywołało tego smutku i melancholii. Brzmi znajomo? A może brzmi absurdalnie? Tak w telegraficznym skrócie wygląda życie człowieka chorego na dystymię.
Dystymia to potocznie mówiąc „lekka odmiana depresji”, która charakteryzuje się chronicznym obiżonym nastrojem (z okresami remisji). Osoba z dystymią jest w stanie normalnie funkcjonować. Jest w stanie pracować (nawet bardzo intensywnie). Jest w stanie wypełniać swoje obowiązki. Zaś w środku czuje się jak „nikt”, jak „nic niewarte gówno”. Mało kto (łącznie z tą osobą) dostrzega jakiś większy problem. „On jest po porostu takim ponurakiem”. Albo „no ale trochę nad sobą popracuję i będę się czuć lepiej, niech no tylko poprawię swoją sytację finansową…”.
Kiedy osoba z dystymią nagle zaczyna czuć się lepiej, to równie niespodziewanie po jakimś czasie wszystko wraca do „normy”. Zmiana ta często przychodzi naprawdę znikąd. Bez żadnego wyraźnego powodu, po prostu bez przyczyny. To tak jakby ktoś takiej osobie w losowym momencie naciskał przycisk „dobra, od dziś czujesz się beznadziejnie”. I pyk. Staje się.
Absurd i niemoc
Jeśli nie jesteś osobą borykającą się z dystymią, z pewnością pukasz się po głowie. Jak to możliwe, że ktoś może czuć przygnębienie bez żadnego powodu? I faktycznie brzmi to dość bezsensownie i rzadko komu „mieści się to w głowie” za pierwszym razem. Jednakże dla mnie to sprawa dość oczywista, żeby nie powiedzieć „naturalna”.
Z dystymią borykam się od wielu lat. Z dystymią boryka się również współczesna psychiatria, która w jakimś stopniu w rezygnacji rozkłada ręce. „To się bardzo ciężko leczy”, „to się bardzo długo leczy”, „być może będzie musiał pan brać leki do końca życia”.
Nie chciałbym, żeby ktoś zrozumiał mnie źle. Nie zamierzam w tym miejscu snuć teorii spiskowych na temat współczesnej medycyny. Wręcz przeciwnie, każdemu kto zmaga się z dystymią z całego serca zalecam terapię u psychologa i (w zależności od potrzeb) faramkoterapię prowadzoną pod okiem psychiatry. Akceptuję fakt, że współczesna medycyna nie do końca wie, co z tym fantem począć. I akceptuję też fakt, że mimo moich najlepszych chęci i starań, przyjdą takie dni, że zupełnie „z dupy”, będę się czuć „do dupy”.
Siła bezwładności
Nieraz zastanawiałem się jak obrazowo wyjaśnić innym osobom, na czym polega dystymia. Najlepsze skojarzenie, które mi się nasuwa to właśnie „siła bezwładności”. Bo właśnie dystymia to taka niewidzialna siła, która sprawia, że człowiek czuje się „zawieszony” w rzeczywistości. Tak jakby coś czuł, ale do końca nie wiedział, co czuje. Albo co powoduje, że tak się czuje. Tak jak w ruszającym samochodzie, coś pcha człowieka do tyłu, ale nie widać kto lub co nas pcha. Ponadto w znacznym stopniu wobec siły bezwładności jesteśmy bezsilni. Możemy stawiać jej opór, ale to nie znaczy, że przestajemy ją czuć.
Nadzieja
Jeśli dotarłeś do tego miejsca, to pewnie to, co opisywałem wyżej jest ci bliskie. Być może cały mój powyższy wywód wydał ci się dość pesymistyczny. Uważam jednak, że jest wiele powodów do tego, by nie tracić nadziei. Terapia u psychologa i farmakoterapia mogą naprawdę na długi czas przynieść dużą poprawę. Dzięki terapii znalazłem w sobie siłę i zapał, żeby założyć tego bloga, który jest już w sieci od prawie 8 lat. Problelem jest jednakże to, że żadna z tych terapii nie daje gwarancji całkowitego trwałego wyleczenia. To może być coś, co wielu osobom, które już się leczą, spędza sen z powiek.
Na dłuższą metę, w moich zmaganiach z dystymią, której końca nie widać, była akceptacja pewnego rodzaju bezsilności. Leki raz działają raz nie, umiejętności nabyte na terapii raz się sprawdzają, innym razem zawodzą. Choroba wraca w zupełnie nieoczekiwanych momentach. Ale zaakceptowanie własnej choroby i tego, że być może nie ma na nią na razie żadnego lekarstwa, po latach wydaje mi się być kluczowa.
Akceptacja nie oznacza kapitulacji. Akceptacja w tym przypadku to okazanie pewneg rodzaju łagodności wobec siebie i rzeczywistości. „Mam taką przypadłość i chociaż będę starać się jak mogę, to czasem zupełnie bez powodu może być źle”. Ta świadomość pozwala o wiele lepiej przetrwać te trudne momenty. Ten smutek, który przychodzi znikąd.
Źródła zdjęć Unsplash.com: Joanna Nix, Guillaume de Germain, Andrew Neel.
Skomentuj tekst na Facebooku
Najpierw wiedza, potem rzeźba
Kompleksowy przewodnik po diecie i treningu dla osób początkujących i średnio zaawansowanych.
Ponad 10000 sprzedanych egzemplarzy!
Ponad 260 stron konkretów. Minimum teorii i maksimum informacji praktycznych. Do e-booka dołączone są również arkusze kalkulacyjne, które wyręczą Cię w koniecznych obliczeniach.
Inne wpisy z tej kategorii
7 praktycznych porad na radzenie sobie ze stresem
Na temat stresu napisano już tyle, że dużym wyzwaniem jest napisanie czegoś oryginalnego. Poza tym istnieje masa oczywistych porad i sposobów na walkę ze str...
CZYTAJ DALEJ...7 rzeczy, które musisz wiedzieć o depresji
Wbrew pozorom temat depresji jest niemal tak „kontrowersyjny” w Polsce jak homoseksualizm. A nawet nie tylko w Polsce, bo jeśli poczyta się trochę k...
CZYTAJ DALEJ...Jestem za zakazem wypowiedzi dla ćwierćinteligentów
Od dawna staram się uświadamiać facetom, że depresja jest chorobą. Że nie jest to tylko chwilowa psychiczna niedyspozycja i że nie jest to stan typowy jedynie d...
CZYTAJ DALEJ...Jak się ubrać na pierwszą wizytę u psychiatry?
Jest taki kawał - przychodzi facet do psychiatry. Koniec sucharu. W zależności od kultury męskość domaga się wielu ofiar. W niektórych mężczyzna, który okazu...
CZYTAJ DALEJ...Jak żyć panie premierze? Czyli słów kilka o kryzysie
Kryzys pochodzi od greckiego słowa κρίσις, oznaczającego ni mniej, ni więcej niż "wybór", "walka", "zmaganie się". Pojęcie to jest bardzo szerokie i może dot...
CZYTAJ DALEJ...