
Furia, czyli opowieść o tym, że nawet Brad Pitt nie zrobi ze szmiry dobrego filmu
Na Bardzie Pitt’cie nigdy się nie zawiodłem. Jest to, w moim przekonaniu, jeden najlepszych aktorów jakich kobiece łono wydało na świat. Miałem też świetne doświadczenia z kinematografią wojenną w jego wydaniu. „Bękarty Wojny” to film, który będę pamiętać całe życie i chętnie będę do niego wracać. Ryczałem na nim ze śmiechu i spokojnie mógłbym zaliczyć tę produkcję do moich top 10 filmów. Dlatego też zdecydowałem się, że wybiorę się do kina na nowy film z udziałem Brada pt. „Furia”. Gdzieś mi tam mignął plakat przed oczami na mieście, a że kumpel zawracał mi głowę, żebyśmy coś wczoraj zrobili to zaproponowałem lekturę „Furii”. Wszystko zaczyna się od człowieka, który jechał na koniu…


Więc wszystko zaczyna się od niemieckiego oficera (?), który jedzie na koniu i przegląda zgliszcza po bitwie. Masa rozwalonych czołgów. Przeżyła tylko jedna ekipa z Bradem Pittem na czele. Oczywiście główny bohater miał nienagannie czystą kurtkę i włosy jakby właśnie wyszedł od fryzjera na Brooklynie. Zaczaił się na Helmuta, rzuca się na niego i zabija go efektywnie wydziobując mu oko sztyletem. Jeszcze wszystko jest ok. Można uwierzyć, że amerykańskie żele do włosów z czasów II Wojny Światowej potrafiły wiele. Można też wybaczyć to, że po bitwie, w której giną wszyscy poza małą grupką ludzi ktoś zachował kompletnie czystą kurtkę. Spoko, to jest do przebolenia i jakby przyjrzeć się dokładniej niektórym filmom wojennym, to można spodziewać się tego samego. Ale to było tylko preludium.
Dlaczego nie iść na ten film?
- Fabuła jest dziecinna i banalna i do streszczenia jednym zdaniem: chłopaki jadą czołgiem i zabijają Niemców.
- Zero wartości edukacyjnej – o historii nie dowiemy się z tego filmu niemal nic.
- Sceny z Bollywoodu rodem wzięte (jeden z chłopaków zakochuje się w Niemce i jest to jedna wielka komedia).
- Sceny walki jakby to były Gwiezdne Wojny, strzały wyglądały jakby ktoś strzelał z broni laserowej (serio – były zielone, czerwone i chyba jeszcze niebieskie).
- Kompletnie nierealistyczna historia i człowiek nie wie czy się śmiać czy płakać.
Jednym słowem zamiast nazywać „Furię” filmem wojennym proponuję używać terminu „komedia romantyczna”. Nie ukrywam, że ogląda to się nawet nieźle, ale jest to zdecydowanie kino klasy G, które rozczaruje każdego kto oczekuje od kina czegoś wartościowego. Szkoda kasy, panowie!
Post scriptum
To co teraz warto zobaczyć to film „Bogowie”. Przyznam, że sam jeszcze nie byłem, ale słyszę same pozytywne opinie od znajomych, zresztą mój kumpel napisał nawet recenzję. Rzućcie okiem tutaj.

Najpierw wiedza, potem rzeźba
Kompleksowy przewodnik po diecie i treningu dla osób początkujących i średnio zaawansowanych.
Ponad 10000 sprzedanych egzemplarzy!
Ponad 260 stron konkretów. Minimum teorii i maksimum informacji praktycznych. Do e-booka dołączone są również arkusze kalkulacyjne, które wyręczą Cię w koniecznych obliczeniach.
Inne wpisy z tej kategorii
Furia, czyli opowieść o tym, że nawet Brad Pitt nie zro...
Na Bardzie Pitt'cie nigdy się nie zawiodłem. Jest to, w moim przekonaniu, jeden najlepszych aktorów jakich kobiece łono wydało na świat. Miałem też świetne d...
CZYTAJ DALEJ...5 filmów na jesienno-zimową chandrę
Specjalnie używam słowa "chandra", żeby nikt nie pomyślał, że ta lista filmów ma być lekarstwem na depresję. Mają one jedynie wspomóc wszystkich, który w tym...
CZYTAJ DALEJ...Płynące Wieżowce – to nie jest film dla słabych l...
Tak jak już zapowiadałem wybrałem się na (głośny) polski film „Płynące Wieżowce”. Głośny bo przecież temat homoseksualności w Polsce budzi tyle emocji. Zresztą ...
CZYTAJ DALEJ...